Wybrane Realizacje

Spotkanie z Krzysztofem Hołowczycem, Zakopane

Kilka godzin wcześniej wylądował, po powrocie z Afryki. O walce i jeździe na granicy, o zwycięzcach i tych, co zostali, o faworyzacji subiektywnej, marketingu i chichocie historii.. Krzysztof Hołowczyc, w fascynującej rozmowie z Jarosławem Gugałą. Spotkanie z przedsiębiorcami, Nosalowy Dwór, Zakopane.

- Jak to się zaczyna? Na gokartach cię zauważyli?
- No właśnie, typowe polskie „zauważyli i dali”. Nic nie dają!  Jak sam tego nie wyrwiesz, albo nie masz taty prezesa. Bo to jest tak drogi sport, a nie ma żadnego systemu finansowania. Sponsorzy interesują się tylko takimi zawodnikami, którzy dają im gwarancje na wynik, na sukces, na medialność, na to, że słupki idą w górę. W tej chwili nie ma tak, że ja przypnę na klatę wasz znak i wszyscy będziemy dumni i zrobimy kalendarze. Teraz musisz wpływać na sprzedaż, musisz zrobić prawdziwą marketingową robotę.

"Co roku ktoś zostaje na pustyni. Jest jednak zjawisko „faworyzacji subiektywnej”: mnie to nie dotyczy, mnie się uda, ja na pewno przejadę. Każdy z takim czymś startuje. Wśród zawodowców, którzy walczą o zwycięstwo, nie ma takiego myślenia, że mogę zginąć, że muszę zwolnić, bo jest niebezpiecznie. Jest jeden element ważny: być na mecie każdego dnia, na jak najwyższym miejscu i jak najmniej popsuć samochód. To jest w głowie".

- Ścigają się z tobą, jak widzą „Hołowczyc”?
- Tak, oczywiście, to naturalne zjawisko.
- I co ty wtedy robisz?
- Noo… niestety, czasami się speszę. I muszę odjechać… (śmiech)

 

< powrót do poprzedniej strony